Opustoszałym
osiedlem na peryferiach miasta przedzierał się oszalały ze strachu
Nataniel. Czuł, że opada z sił. Brakowało mu tchu, nogi odmawiały
posłuszeństwa, a przeraźliwe pieczenie promieniujące z dłoni
utwierdzało go w przekonaniu, że wyrywając się napastnikowi
skręcił nadgarstek. W piersi czuł nieznośny żar, wzmagający się
przy każdym głębszym wdechu. Jednak nie przerwał biegu. Gnał na
złamanie karku, wierząc, że istnieje jeszcze szansa na to aby
ujrzeć świt. Łapał się resztek nadziei jak tonący brzytwy, choć
dźwięk kroków napastnika rozbrzmiewał mu w uszach, jak kościelny
dzwon ogłaszający zgon.
Śmiech
szaleńca odbijał się od ścian szarego blokowiska, doprowadzając
przerażonego nastolatka do palpitacji serca. Strach rozrywał mu
wnętrzności, lecz jednocześnie pomagał zwalczyć zmęczenie i
gnać przed siebie mimo wszechogarniającego zniechęcenia
Owładnięty
szaleństwem napastnik nie starał się go dogonić. Napawał się
przerażeniem jakie wywoływał w chłopcu. Jednak ta zabawa szybko mu się znudziła. Nataniel nie zdążył się nawet odwrócić, gdy
niespodziewanie agresor uderzył w niego całym ciałem. Zrobił to z
gwałtownością wygłodniałego zwierzęcia, które nie chciało ani
sekundy dłużej czekać na swoją zdobycz.
Pozbawiony
zmysłów chłopak, upadł na mokry od deszczu bruk. Do tej pory nie
krzyczał, wierząc, że zrobi lepiej jeśli siły zachowa na
ucieczkę. Gdy jednak ujrzał z bliska swego prześladowcę
zrozumiał, że jego los został przypieczętowany. Z jego piersi
wyrwał się mrożący krew w żyłach wrzask. Napastnik zaniósł się śmiechem.
Postać,
której kontury określało światło latarni, stała nad swoją
ofiarą. Miał brudne, splątane włosy, spływające gęstą falą
na ramiona. Był dość wysoki, a przy tym nieprawdopodobnie chudy.
Uwalone błotem dżinsy ledwie trzymały się na biodrach, po
przedzierana koszula wisiała na nim, jak na kołku. Mężczyzna
dyszał ciężko. Postąpił krok do przodu, miażdżąc Natanielowi
piszczel. Nim eter wypełnił rozdzierający wrzask młodzieńca,
dało się słyszeć dźwięk łamanych kości. Szloch zalał ulice,
drżał i wibrował, a towarzyszył mu potępieńczy krzyk. Nie
znalazł się jednak nikt, kto mógłby powstrzymać to szaleństwo.
Prześladowca
umilkł nieoczekiwanie zbliżając swą twarz do twarzy chłopaka.
-Krzycz
Natanielu! - wychrypiał, posyłając przed siebie kropelki śliny –
krzycz i błagaj o litość! Nie żeby miało ci to jakkolwiek pomóc.
- Po czym bez wysiłku uniósł młodzieńca
jakby był słomianą lalką i cisną nim o ścianę najbliższego
budynku. Znów dało się słyszeć trzask pękającej materii, lecz
krzyk zamarł w krtani chłopaka nim zdołał się wydobyć.
Oszołomiony
Nataniel stracił na moment oddech. Czuł jak z każdą kolejną
kroplą krwi upływa z niego życie. Niczego bardziej nie pragnął,
niż tego aby ten koszmar się skończył. Przestało mu już zależeć
na tym, aby przeżyć. Teraz chciał jedynie pożegnać
wszechogarniający ból, nie zważając na cenę.
Dźwięk
kroków stawał się coraz bardziej odległy. Mdły zapach krwi
przestał drażnić nozdrza, a posoka w ustach straciła swój
specyficzny smak. W jego oczach wszystko stawało się niewyraźne,
nierealne. Tracił wątek, na moment zapomniał nawet gdzie się
znajduje, jednak cios miażdżący mostek, przywrócił go do
rzeczywistości. Zabrakło mu sił aby krzyczeć. Poczuł jak
zaciskane z bólu zęby kruszą się i pękają.
-To
nie tak miało być! -
była to ostatnia trzeźwa myśl jaka wypłynęła z jaźni
nastolatka. Poczuł jak dłonie napastnika otaczają jego głowę w
żelaznym uścisku. Rozchylił powieki i ujrzał oblicze agresora.
Nieskazitelna
twarz była w jakiś perwersyjny sposób pociągająca. Czyste,
skrystalizowane szaleństwo, zatopione w szkarłatnych tęczówkach
sprawiało, że kontakt wzrokowy był niemożliwy do utrzymania. Przyciągały i odpychały jednocześnie. Kształtne, symetryczne
usta drżały lekko raz po raz odsłaniając zestaw śnieżnobiałych
zębów. Jednak wszystko to było niczym, wobec potężnych kłów,
które paraliżowały samym swym widokiem. Ociekające śliną
zębiska nie mogły należeć do innego niż przedstawiciela
wampirzego rodu.
Nataniel
był ledwie przytomny, a twarz swego prześladowcy widział jak przez
mgłę. Doskonale natomiast czuł zapach, jaki rozsiewał. I był on
tak nieprawdopodobny, że równie dobrze mógł uznać go za
złudzenie. Była to woń trudna do określenia. Kwiatowy, cytrusowy,
piżmowy – żadne z tych słów nie było w stanie określić
aromatu jaki roztaczał wampir. Zapach rozgrzewał, uspokajał,
sprawiał, że Nataniel zaczął odpływać w niebyt.
Napastnik,
widząc błogie rozluźnienie na twarzy chłopaka wyszczerzył
zębiska. Jego twarz wykrzywił szczery uśmiech, wyrażający nie
chorą satysfakcję z zadawania bólu, lecz radość.
-Nareszcie...nareszcie
wolni! - warknął pod nosem, następnie zbliżył szczękę ku szyi
Nataniela. Nozdrza bestii rozszerzyły się wciągając woń ofiary,
po czym w ułamku sekundy wampir zatopił kły w krtani chłopca.
Nataniel
przez chwile czuł się cudownie. Mgła otaczająca go stała się
gęsta i ciepła. Czuł, że osuwa się w mrok. Przyjemne mrowienie
ogarnęło całe ciało, ból odszedł w nicość. Jednak nim zdążył
określić ten stan, jego szyje przedarło rozpalone do czerwoności
żelazo. Zawarczał wściekle próbując wyrwać się z okowów
jednak uścisk był nie do pokonania. Ból stawał się coraz
klarowniejszy i promieniował na całą czaszkę. Nataniel rzucał
się, wrzeszcząc i łkając. Jedyne czego pragnął to to aby potwór
zakończył jego żywot..
Przed
oczami zatańczyły mu iskry, a świat zawirował, posyłając go w
nicość.